– Czemu te pokraki jeszcze nie atakują? – zagrzmiał Magnus i potarmosił długą brodę.
– W ostatniej potyczce zabiliśmy im szamana – przypomniał Torfin swojemu władcy. – Zapewne to ich opóźnia.
Magnus spojrzał ponownie przez lunetę. Ze szczytu wieży obserwacyjnej doskonale widział rozbity w dolinie obóz orczej hordy. Oceniał, że dzieli ich jakaś godzina marszu.
– Jak idą przygotowania do obrony? – zapytał mistrza inżynierów.
Torfin był starym krasnoludem, jego włosy i broda już dawno nabrały barwy śniegu.
– W zasadzie, to ich opieszałość jest nam na rękę – odpowiedział po chwili namysłu. – Zużyliśmy już zapasy naszego prochu, a gildia alchemików nie ma materiałów do produkcji nowego…
– Co takiego? – wzburzył się Magnus. Luneta niemal wypadła mu z rąk. – Więc twierdza jest pozbawiona obrony?
– Mamy proch – uspokoił go starzec. – W zeszłym roku książę Hordik z gór Zachodnich ofiarował nam kilka beczek. Już rozkazałem wytoczyć je z piwnicy.
Magnus złożył lunetę. Spojrzał na mury obronne i pilnujących ich gwardzistów.
– Jesteś pewien, że armaty będą gotowe? – zapytał z trwogą w głosie.
– Za stan armat ręczę głową – odparł bez wahania Torfin. – A proch… To przecież prezent od twego brata i następcy tronu, mój królu.
Magnus pokiwał powoli głową.
– I to mnie właśnie martwi – mruknął i zaczął schodzić po kamiennych schodach.
***
Herszt Wargol stał na wielkim głazie, który zalegał w środku obozu. Czekał, aż jego horda wyjdzie z szałasów i zbierze się dookoła. Orków przybywało z każdą chwilą. Pokiwał głową z zadowoleniem. Straty po ostatnim nieudanym ataku nie były jednak tak wielkie, jak przypuszczał.
– Słuchajcie! – zagrzmiał ponad głowami swoich wojowników.
Zielonoskórzy zamilkli, a ich oczy zwróciły się w stronę herszta.
– Szaman Bombor zginął z rąk krasnoludów, bo był słaby! Nie zatrzymał armatniej kuli swoimi czarami! Pozwolił, by urwała mu głowę!
– Bombor słaby! – Orki zawtórowały okrzykiem swojemu hersztowi.
Wargol uciszył ich warknięciem.
– Horda musi być silna! – krzyknął. – Potrzebny nam potężny szaman!
Wskazał ręką na swój szałas, przed którym stał związany człowiek w białych szatach. Dwóch strażników przyprowadziło go do głazu.
– Patrzcie! – Herszt chwycił jeńca za kołnierz i wciągnął go do siebie na górę.
– Złapaliśmy tego czarownika dziś rano! – ryknął. – Siedział w wieży, którą spaliliśmy na przełęczy!
Orkowie zaczęli przekrzykiwać się i tłuc bojowo toporami o trzymane w rękach tarcze.
– Zamknąć się! – uciszył ich Wargol. – Ten człowiek obiecał, że uczyni nas silnymi! Jeśli kłamał, urwę mu głowę i zjem jego serce!
Związany mężczyzna przełknął głośno ślinę i rozejrzał się ze strachem po twarzach wiwatującej hordy. Herszt przyciągnął go gwałtownie do siebie i spojrzał mu z bliska w oczy.
– A teraz… – powiedział cicho. – Zacznij warzyć swoje mikstury, czarowniku. Inaczej zginiesz.
***
– Atakują! – krzyknął Magnus.
Wraz ze starym inżynierem obserwował ze szczytu wieży nadciągające z doliny orki.
– Popatrz na nich, Torfinie! – powiedział z rosnącym niepokojem. – Jeszcze nigdy nie poruszali się tak szybko! W tym tempie będą tu za dwadzieścia minut!
– Odeprzemy ich, mój królu – zapewnił białobrody krasnolud.
Magnus jeszcze raz spojrzał przez lunetę na wściekłą hordę, która pędziła w stronę twierdzy.
– Musi wspierać ich jakaś silna magia… – mruknął pod nosem. – Otwórzcie ogień, jak tylko znajdą się w zasięgu! – dodał znacznie głośniej.
Torfin pokiwał głową i wydał rozkazy.
***
Z blanków krasnoludzkiej twierdzy odezwały się armaty. Po niebie rozniosły się huki podobne do gromów. Kule zaczęły eksplodować i rozrywać orków na strzępy.
Wargol stał u podnóża wzniesienia i obserwował bezradnie, jak jego horda zmienia się powoli w krwawą miazgę.
– Ty! – ryknął na związanego człowieka – Okłamałeś mnie, czarowniku!
– Ale… Ja nie jestem czarownikiem! – wyjąkał mężczyzna. – Jestem tylko kucharzem!
Wargol przyciągnął go do siebie gwałtownie.
– Brednie! Warzyłeś magiczne mikstury w swojej wieży, widziałem! – Herszt ścisnął człowieka za gardło.
– Sosy… To tylko sosy… do pieczeni… – wydusił z trudem kucharz.
– Czytałeś magiczne księgi! Miałeś ich tam setki! – wydarł się opętany gniewem ork.
– Przepisy… i książki… kucharskie… – Twarz mężczyzny zaczęła sinieć.
Herszt puścił gardło jeńca i odwrócił się w stronę pola bitwy. Jego wojownicy zostali zmasakrowani, na wzniesieniu leżały już tylko ciała.
Kucharz leżał na kolanach i łapał z trudem powietrze.
– Obiecałeś miksturę, która uczyni nas silnymi… – powiedział załamany Wargol.
– I zrobiłem ją! Przecież zjedli moją potrawkę! – bronił się człowiek. – Baranina ma dużo białka, jest bardzo dobra na mięśnie!
Ork zacisnął mocniej dłonie na trzonku swojej broni. Odwrócił się do jeńca, ryknął i wziął szeroki zamach. Głowica jego młota bojowego opadła z impetem, skąpana w deszczu krwi. Kula armatnia rozerwała głowę herszta niczym dorodny arbuz, a ciało opadło bezwładnie na ziemię.
***
– To już chyba wszyscy – powiedział z uśmiechem Magnus. – Cofam swoje podejrzenia wobec brata. Jestem mu winien beczkę piwa za ten proch! – Zarechotał.
– Tam, królu! Jest jeszcze jeden! – Wskazał palcem Torfin.
Magnus uniósł do oka lunetę i spojrzał w dół wzniesienia. Przez dolinę mknęła w podskokach jakaś postać w białych szatach.
– Do wszystkich demonów, jest już poza naszym zasięgiem! – powiedział z rozczarowaniem.
– Nie dla naszej największej armaty, Olbrzymka jeszcze go dosięgnie – zapewnił stary inżynier.
Magnus odstawił lunetę od oka.
– Starczy nam do niej prochu? – zapytał.
– Została jedna beczka – odparł Torfin bez wahania.
– Ładować! – rozkazał król i uśmiechnął się szelmowsko.
***
Kucharz przewrócił się, gdy ziemią targnął wstrząs, a powietrze rozdarł huk. Obejrzał się i zobaczył, jak twierdza na wzniesieniu znika w kłębach ognia. Jej mury pękły i rozpadły się na kawałki, a wieża obserwacyjna runęła w dół zbocza.
– Orki, krasnoludy, a teraz jeszcze to! – Kucharz podniósł się z ziemi i otrzepał ubranie. Wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i spojrzał na niego ze złością.
“Trzypoziomowa wieża zlokalizowana w ustronnej, urokliwej okolicy – idealna dla pustelników i osób poszukujących spokoju od zgiełku miasta – w wyjątkowo niskiej cenie i dostępna już od dziś”.
– Niech ja tylko znajdę tego handlarza nieruchomościami! – Podarł kartkę na strzępy i ruszył w stronę miasta.
Pobierz “Z magią na armaty”
Z-magią-na-armaty-Michał-Rogowski.pdf – Pobrano 530 razy – 268,85 KB